środa, 29 czerwca 2011

Problemy z seksem

Współczesna kultura masowa sprzedaje nam seks w postaci smacznego, gorącego i zestandaryzowanego fast fooda. 20 sposobów na udaną "grę wstępną", 10 kroków do satysfakcjonującego orgazmu i 7 życzeń wobec uprzedmiotowionego partnera, który nieuchronnie staje się częścią nudnego i prowadzącego do seksualnej klęski schematu - rozprawy normatywnej o seksie, jak nazwała to zjawisko Valerie Tasso w "Antyprzewodniku po seksie". Czyli tego, co Max Stirner chętnie określiłby jako idee fixe seksu.

"Formę, jaką posiada rozprawa normatywna, rodzaj ideologicznego programu, stworzyliśmy, by umocnić >>Wzorzec<< seksu, ale nigdy seks sam w sobie. Autorem tego ogromnego dyskursu, który zwiemy seksem, była i nadal jest jedynie moralność. Niezależnie od tego, jak byłaby ona przystrojona - w religię, medycynę, nauki humanistyczne - moralność stała się właścicielką i panią Wzorca naszej seksualności" (Tasso V., "Antyprzewodnik po seksie", Warszawa 2009, s. 16).

1. "Gra wstępna" i prymat penetracji. 
Pojęcie "gry wstępnej" samo w sobie podważa seksualność i zasadność wszelkich działań poprzedzających bądź wybiegających poza penetrację. Słowo "gra" sugeruje coś mało istotnego, niepoważnego, natomiast "wstępna" bezwzględnie wskazuje jedynie słuszny kierunek i cel seksualnej interakcji. Jawi mi się to jako zamach moralności i tradycji katolickiej na tę - jakże istotną - sferę życia. Uświęcona zostaje penetracja, prowadząca w zamyśle do prokreacji, natomiast wszelkie pozostałe fizyczne interakcje międzyludzkie są marginalizowane i sprowadzone do "przedsmaku" lub "przedsionka" "prawdziwego" seksu. A co by się stało, gdybyśmy uznali, że seks jest doświadczeniem skrajnie indywidualnym, nieznoszącym norm i schematów, a przede wszystkim zaś - celowości? Co jeśli uprawialibyśmy seks po prostu dlatego, że jest wspaniały? W naszej "kulturze celowościowej", jak nazywa ją Tasso, potrzebujemy usprawiedliwienia i celu dla naszych poczynań. Uprawiamy seks, żeby się rozmnażać, żeby budować więź, podtrzymywać bliskość... albo żeby mieć orgazm. 

2. Orgazm.
Orgazm jako cel seksu jest zarówno samobójcą, jak i zabójcą seksu. Sprowadzanie seksu do czynności poprzedzających i "wywołujących" orgazm czyni go ubogim, mechanicznym i ograniczonym. Element niepokoju o orgazm partnera lub własny - orgazmowa presja kulturowa - jest w stanie zrujnować każdy, nawet najciekawiej zapowiadający się, seks. Stres, dlaczego coś, co działało na wcześniejszego partnera/partnerkę nie działa tak samo na obecnego, warto zastąpić uważnością i komunikacją z tym ostatnim. Nie sprowadzajmy seksu do koniecznej drogi (czasem niemal krzyżowej) do orgazmu. Seks jest wspaniały, przyjemny i fascynujący, niezależnie od tego, jak często i jakim orgazmem się kończy. "Ani orgazm, ani tym bardziej penetracja nie są celami godnymi seksu. (...) Kompletność zakłada, że nie ma początku ani końca, a jedynie jest droga" (s. 69). "Seks >>nie rozumie<<, co to jest początek i koniec, nie określa się poprzez orgazm" (s. 73), którego brak nie oznacza niekompletności interakcji seksualnej. "Jeżeli wierzymy, że żeby odnieść sukces w interakcji seksualnej, powinniśmy osiągnąć orgazm, popadniemy we frustrację w przypadku, gdy on nie nastąpi. Jeśli będziemy obarczeni tym końcowym celem, to jednocześnie będziemy wytwarzać ogromną presję, która poza celem będzie sabotować też samą podróż" (s. 74). Cieszmy się seksem samym w sobie, bądźmy "tu i teraz", a orgazm być może zjawi się bezstresowo sam. 

3. "Wytrzymałość". 
"Przejmowanie się czasem trwania stosunku wywołuje zaniepokojenie" (s. 113). Nie ma odgórnie narzuconej normy czasu trwania stosunku, natomiast kulturowy wymóg "długodystansowości" może być nieprzyjemny w konsekwencjach. ">>Kiedy ktoś boi się cierpienia, już cierpi<< - mawiają Chińczycy. U mężczyzn niemalże moralne zobligowanie do przedłużania stosunku wywołuje lęk, który - gdy występuje zbyt często - ma ujście w najbardziej powszechnych dysfunkcjach seksualnych, takich jak: impotencja, opóźniony wytrysk, a w szczególności (antonim tego, do czego się dąży) - przedwczesny wytrysk. (...) Nie ma lepszego sposobu na cieszenie się czasem niż nieprzejmowanie się nim." (s. 113-114). "Każda miłość myśli o chwili i wieczności, ale nigdy o trwaniu" - pisał Nietzsche. Próby usankcjonowania norm tego trwania to nic innego, jak kolejny zamach na ludzką seksualność i próba okiełznania jej. "Wytrysk (...) musi mieć coś wspólnego z pełnym przeżywaniem interakcji seksualnej, którą zatwierdzają emocje, a nie zegary, w której określa nas przyjemność, jaką dajemy lub otrzymujemy, a nie czas wykonania ustanowiony przez innych (nieważne, ilu by ich nie było) jako odpowiedni" (s. 149). Nie poddawajmy się idee fixe i kulturowym uproszczonym wyobrażeniom, poznajmy prawdziwy i nasz seks. Trawestując żartobliwie słowa księdza Natanka - poznajmy tego smoka! Nawet jeśli nie wygląda tak, jak ten na obrazku.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz